Bardziej szczegółowo o rodzajach prac na pokładzie, przy których śpiewano szanty pisze Jerzy Brzeziński (Shogun).
Cz. I
Zdopingowany fantastycznym artykułem "Szantologia w pigułce - Czyli o szantach jeszcze inaczej", postanowiłem rozprawić się z tematem, który jest istotny dla wszystkich miłośników i entuzjastów szant, pytających: "szanta! - ale jaka?". Poniższe wywody mogą być pomocne w odnalezieniu się w gąszczu różnych terminów, opisujących pracę na dawnym pokładzie i marynarskiego podśpiewywania w trakcie tejże.
Oczywiście słowo „podśpiewywanie” jest tu niestosowne - podczas pracy można przecież obyć się bez podśpiewywania, ale w okresie wielkich żaglowych flot handlowych, marynarze bez szant nie mogli wykonywać pracy. Szanta nie była artystycznym dodatkiem żeby marynarzom było miło, była narzędziem pracy, takim jak dla mechanika samochodowego podnośnik hydraulicznym, ułatwiający (nawet umożliwiający) wymianę koła.
Więc do rzeczy.
Nie każda szanta nadawała się do każdej pracy, a żeby jeszcze bardziej skomplikować całą sytuację, nie każda praca była na tyle ciężka żeby śpiewać przy niej szanty.
Oto moja charakterystyka rodzajów szant; temat nie jest zamknięty ani opisany w stu procentach, niektóre rodzaje poznałem dość dobrze, niektóre mniej. Zastrzegam też od razu, że w tym artykule nie będzie nic o pieśniach kubryku, mimo że stanowiły integralną i nie mniej ważną część muzyki i życia na dawnym pokładzie.
Tak więc dwa główne rodzaje szant ze względu na wykonywane czynności to: wybieranie i napieranie.
Wybieranie (hauling) i długie i krótkie pociągnięcia (long drag and short haul or short drag)
- Krótkie pociągnięcia. Przy stawianiu/rozwijaniu żagli na stałych rejach chodziło o to, aby pomóc grawitacji rozwinąć się żaglom w dół; tu pociągnięcia zazwyczaj miały miejsca „raz na refren”, (na przykład "Boney", "Come Roll Me Over"). W przypadku górnych, znacznie lżejszych rej brzmiały szanty na krótkie pociągnięcia ("Whisky Johnny"). W zależności od tego które liny były wybierane, marynarze ustawiali się w określony sposób - zazwyczaj szantymen i bosman ciągnęli linę w dół, a pozostali zwykle trzy-cztery osoby ciągnęli linę poziomo, poprzez blok umocowany na deku.
- Długie pociągnięcia (halyard or long drag). Standardowa struktura zwrotki w szancie rejowej to jedna zwrotka, a po niej refren z dwoma pociągnięciami (czasem jednym), i jeszcze raz to samo, a zatem: wers refren wers refren.
Ciekawe. Mało kto zwraca uwagę na fakt że postawienie rei (podniesienie jej kilka metrów w górę i jej ciężar, który nieraz przekraczał kilkaset kilogramów to długa praca, i nie ma to nic wspólnego ze stawianiem żagla na sportowym jachcie. Ba! - nawet współczesne żaglowce już od kilkudziesięciu lat używają do tej pracy wind fałowych.
Jak długa była to robota i jak ciężka? Można to ocenić po długości szant fałowych, liczących nawet dwudziesta zwrotek. Jak pisał Stan Hugill, za jednym pociągnięciem lina wielokrotnie przełożona poprzez bloki podnosiła reję o cal!
- Dociąganie/pompowanie (sweating up). Stosowane. aby ostatecznie dociągnąć (podpompować) ostatni cal na fałach i halsach. Gdy statek płynął przez jakiś czas, fały i halsy pod działaniem wiatru same się rozluźniały, więc ten centymetr lub dwa wyżej, na fałach lub halsach mogły zaoszczędzić godziny, nawet całe dni żeglugi, ponieważ statek mógł płynąć bardziej pod wiatr. Praca wyglądała tu w ten sposób, że jeden lub dwóch marynarzy stawało na kołkownicy lub blisko niej na pokładzie, i w momencie pojedynczego pociągnięcia zaznaczonego akcentem w refrenie wieszało się na linie lub odciągało linę w poprzek, wykorzystując ciężar własnego ciała. Chwilę potem kolejny jeden lub dwóch marynarzy obkładało linę na kołku (naglu), aby „nie puściła”. Przy „pompowaniu” wystarczały zazwyczaj dwie, trzy zwrotki ("Haul The Bowline", "Ciągaj Bulinę", "Haul Away Joe").
- Szanty do zwijania żagli (tossing the bunt). Ta praca polegała na zwijaniu i chowaniu żagla w kieszeń, utworzoną z części podciągniętego wcześniej „brzucha” żagla. Pracujący na rejach „podrzucali” w górę, brali pod siebie kolejny fałd żagla (stąd rzeczownik „tossing” w nazwie) i wpychali go w kieszeń.
Zwykle nie było potrzeby śpiewać więcej niż dwóch, najwyżej trzech zwrotek przy tej robocie i prawdopodobnie jest to jedyna szanta, śpiewana w całości przez całą wachtę (bez podziału na część szantymena lub załogi).
Przykład? Chyba tylko jeden -"Paddy Doyle " (szanta do posłuchania na nowej płycie duetu Shanty Roots „Szantowe korzenie" cz. I).
- Szanty „ręka za ręką” (hand-over-hand songs). Niestety, oprócz tego, że wiem od Stana Hugilla (z "Shanties From The Seven Seas"), że śpiewano je przy wybieraniu szotów (foka) i brasów na żaglowcach z ożaglowaniem bermudzkim, nie znam żadnego przykładu muzycznego.
- Szanty brasowe (walkaway or stamp-‘n’-go songs). Podobno jedyny rodzaj pieśni pracy, dozwolony w Royal Navy. Ten rodzaj szant był popularny na statkach z dużą załogą. Ludzie chwytali za linę i odchodzili, nawet odbiegali od bloku podnosząc żagiel (lub obracając reje). Zazwyczaj fał/bras był bardzo długi, więc kiedy pierwszy z kolejki dochodził do końca pokładu, zawracał z powrotem do bloku, i tak w kółko. Widok był tyleż dynamiczny, co spektakularny, szczególnie kiedy podnoszono dwa żagle naraz. Przykłady: "Drunken Sailor" ( "Z pijanym Żeglarzem co zrobimy"), "Donkey Riding", "Szkocka Ślicznotka".
- Szanty do łowienia kotwicy (Catting the anchor). Operacja podnoszenia kotwicy na żaglowcu była procesem bardzo skomplikowanym , dlatego repertuar szantowy przy tej robicie był ba bardzo różnorodny.
Pierwszy etap polegał na „najechaniu” statku na kotwicę, tak, aby – jak mówiono, kotwica „patrzył w pion”. Do tej pracy żeglarze używali kabestanów i śpiewali szanty kabestanowe. Kolejnym etapem było wyrwanie i podniesienie kotwicy z dna do momentu gdy znalazła się w pozycji tuż nad linią wodną. Brzmiały wtedy tak zwane zaśpiewy (sign-outs) - krótkie, bojowe okrzyki, mobilizujące do najwyższego wysiłku.
Kolejnym etapem było "Catting the anchor" czyli idąc za Markiem Szurawskim w jego dziele "Szanty i Szantymeni - pieśni i ludzie z wielkich żaglowców" (1990), "złowienie kotwicy".
Cały proceder polegał na zamocowaniu wielokrotnego zblocza pomiędzy uchem kotwicy a kotbelką, a potem podciągnięcie do niej kotwicy możliwie najwyżej. Warto dodać że na początku kotwica całym ciężarem wisiała na łańcuchu, nawiniętym wcześniej na kabestan i łańcuch ten należało luzować, w miarę podciągania kotwicy do kotbelki ("Chearily Man" albo "Cheely Man").
Ciąg dalszy w części II
Jerzy Brzeziński (Shogun).